'

Twenty-eight

Pamiętam,
te chwile w dziecięcym życiu, gdy budziłam się szóstego grudnia i pod poduszką, lub łóżkiem stał tudzież leżał jakiś prezent. Nigdy nie był on strasznie drogi, czasami były to tylko drobiazgi - maskotka, albo czekolada. Jestem i byłam jedynaczką przez cały dotychczasowy okres mojego życia, nigdy nie byłam rozpieszczana. Jeśli chodzi o pieniądze, w mojej rodzinie nigdy się nie przelewało. Dlatego każdy uśmiech, przytulenie było dla mnie czymś więcej, niż podarunek na wszelkie święta. Nie domagałam się kolejnej lalki, bo wiedziałam, że chleb jest ważniejszy. Jednak raz na kilka lat zdarzało mi się dostać coś naprawdę cennego materialnie. Jako dziecko jeszcze o tym nie wiedziałam, cieszyłam się jak zawsze, ale gdy dostałam Ferbie'ego miałam już 10 lat i wiedziałam, że ten prezent wcale nie był taki tani, jak poprzednie. Wtedy obudziły się we mnie dwie dziewczynki: jedna pragnąca odwdzięczyć się rodzicom, druga pragnąca czegoś więcej. Od tamtej pory zaczęłam rozumieć mechanizm świata dorosłych i wiedziałam już, że życie nie jest proste.
Możliwe, że wcześniej też zdawałam sobie z tego sprawę, jednak było to podświadome; dziecko nie umie rozeznać jakie zachowania są prawidłowe. Teraz wiedziałam, że np. bycie dobrym bardziej się opłaca, niż cwaniactwo, które przynosi takie same efekty, ale jest złe.
Z wiekiem materializm we mnie narastał, ale potrafiłam się z tym pogodzić. Zaczynały się lata dwutysięczne, na rynek wchodziło coraz to więcej modnych, markowych produktów, które miały moje koleżanki. A ja? Ja potrafiłam się ucieszyć z każdej bluzeczki z bazaru, która na mnie ładnie wyglądała i była podobna do tej markowej. Wszystko, byleby ją mieć.
Czy możecie sobie zdać sprawę, że 2 złote to było dla mnie bogactwo? Ja wiem, że nie dla moich rodziców. Ale ja mogłam mieć za te pieniądzie dwa lody, lub wafelki... 2 złote, ileż to dla mnie było! Czułam się taka bogata, a posiadanie lekko wtrącało mnie do świata dorosłych. Teraz siedmioletnie dzieci mają komórki, mp-czwórki... i co jeszcze... kieszonkowe w wysokości 50 zł na tydzień? I kto tu jest materialistką?
Jestem jeszcze młoda, ale czasami myślę o wychowaniu swoich przyszłych dzieci. Jak mam uniknąć tego, co się teraz dzieje? W dzisiejszych czasach jest to awykonalne... U dziecka brak posiadania przerodzi się w zazdrość, może nawet agresywność. Tak bardzo chciałabym, by wróciły dawne czasy.
Moim rodzicom zapach cytrusów kojarzy się ze świętami, komórki weszły dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych, pierwszy komputer - commodor pozyskali w 90-tym roku. Jakoś żyli. Krem kupiony za grosze w kiosku ruchu to był dla mamy najlepszy prezent, lalka odziedziczona od kogośtam była ulubioną zabawką. A teraz? I-pody, aparaty fotograficzne, zestawy lalek za 200 zł. Ja nie mówię, że to jest złe... ale dlaczego mamy dawać to malutkim dzieciom, i dlaczego tak często mamy obsypywać ich prezentami? Czy naprawdę nie da się wyhamować i pokazać dziecku, że najpierw trzeba zasłużyć na prezent?
Może przesadzam. Może się mylę. Może to dobrze, że mamy zdigitalizowane dzieci? Może wyrosną na miłośników techniki, może na informatyków, inżynierów... Ja nie wiem, nie jestem tylko pewna, czy to zmierza w dobrym kierunku. Może nie tego boję się najbardziej. Pytanie brzmi: "jak ja wychowam swoje dzieci w tych czasach?".
Ale... co Ty już o dzieciach gadasz? Masz dopiero 21 lat.

Chciałabym podziękować w tym dniu wszystkim osobom, przede wszystkim za PAMIĘĆ.

Piosenka na dziś, Michael Jackson: Stranger in Moscow.

1 komentarz:

  1. w sumie racja - bachory są teraz tak prezentami rozpieszczone, że myślą-wszystko mi się należy! strasznie mądre! ciężko byłoby na stare wychować, aby nie czuło się gorzej niż rówieśnicy, ale chyba wszystko się da! niech się dzieje! ^^

    OdpowiedzUsuń

Kochani, serdecznie dziękuję Wam za odwiedziny! Każdy Wasz komentarz jest dla mnie bardzo ważny!

UWAGA: Na komentarze będę odpowiadała wyłącznie tutaj, chyba że ich autor poprosi mnie o odpowiedź w innym miejscu. Dziękuję :)