'

Fourteen

Zapatrzona w dal, w cieniu chmur kryję się,
nad głową mgła, u stóp świerszczy polnych śpiew...

Kto by pomyślał, że dziś będę miała taki melancholijny nastrój? Myślę o jakichś pierdołach, śmiecę sobie głowę wspomnieniami. A ja wiem, że jestem tu i teraz. Czasami rozmawiam sama ze sobą. Siedzę w pustym pokoju i gapię się w to cholerne lustro, w którym odbija się moja zasrana postać. Kim jestem? Znowu to przeklęte pytanie. Kim byłam? Aż trudno powiedzieć: "sobą", bo to nie byłam ja. Zmieniłam się do tego stopnia, że nie mogę znaleźć żadnej wspólnej cechy dla mnie i dla tego dziecka. Wreszcie - po co zadaję sobie to pytanie?
Zrobiłam głęboki wdech. W tejże chwili wyczułam amoniak z położonej przed chwilą farby. Znowu będę czerwonowłosa. Znów będę kimś innym. Znów kryję się pod warstwą chemii. Znów uciekam przed własnym ja.
Czy raczej: wreszcie będę sobą? wreszcie będę umiała pokazać prawdziwą siebie? Wreszcie poznacie moje oblicze?


Cośtam. Symbol of power.


Thirteen

Ok, ok... Po prostu moje życie nabrało tempa, mniej siedziałam ostatnio przed sprawami naziemnymi, popłynęłam do absurdu. Przy okazji, "Whose line is it anyway" to świetny program.
No więc, w tym dziwnym amoku, pozapominałam o niektórych rzeczach, np. takich, że muszę dbać o czytelników :p
Poza tym przeżywam niesłychane stresy związane z pójściem do chirurga. Przecież możecie sobie to wyobrazić... Poza tym męczą mnie wyrzuty sumienia, że nie załatwiłam jeszcze Urban Card, nie poszłam do Dziekana, aby podzielił mi czesne na raty (inaczej wywalą mnie ze studiów, bo nie mam na nie kasy!). No i jeszcze wiele, wiele innych spraw. Np. chodzenie do pracy, coraz częstsze zamknięcia, spotkania ze znajomymi i związane z nimi niespanie po północy i hektolitry wypijanych przeróżnych płynów.
Czaicie to, nie?

Tak więc otwiera się przed nami rozdział w moim życiu zwany "Zwolnij trochę, zajęcia lada moment". Naprawdę przykre.

Ale póki się nie zaczął, to ja zapraszam! A jak się zacznie, to też zapraszam, a co tam!

I jeszcze wsteczne, czternasto-wrześniowe życzenia urodzinowe dla panny Anny z Koszalina, której chciałabym podziękować za spotkanie na PKP Koszalin i zażyczyć jej spełnienia najskrytszych marzeń. Jeszcze raz przepraszam, że nie dane nam było spotkać się we Wrocławiu, z którego wróciłaś chwila temu, ale na całe szczęście szczęśliwie, z czego się niezmiernie cieszę. Jeszcze raz - szczęścia, zdrowia, miłości i tak po naszemu: "Hyvää syntymäpäivä!". :*

Twelve

3 palce skaleczone, to jakaś tragedia. W tle tańczą martwi (Dead Can Dance - Yulunga).
Carlo Rossi na biurku.
Seans na trzynastą.
45 minut ćwiczeń.
Nowy sweter.

Powrót mentalny do Sarbinowa.

Eleven

Brr, kto to widział żeby latem nosić kurtki?! W tamtym roku kurtkę założyłam dopiero w październiku, chociaż swoją drogą noszenie kurtek/płaszczaków nie musi być wcale takie upierdliwe...
Jak zauważyłaś zapewne, moja jedyna czytelniczko (!), mój blog ostatnio ociera się o coś z pograniczna mody. A pewnie - zainspirowana Twoją mamą (hahhaaaa) będę sobie eksperymentować i wrzucać zdjęcia (no, jaka pamiątka na stare lata będzie!). Niech żyje młodość, viva la Diva, viva Victoria & Afrodita! Niech się zjednoczą wszystkie WSZYSTKIE (tam jest takie coś) żywioły: Ziemia, woda, ogień, Puerto Rico, szatan serduszko i powietrze.

Dzisiaj rocznica bytu z Janowym i wymyśliłam taki look:


Czy ja na każdym zdjęciu muszę mieć taką samą minę?!
O - a propos, to są te tregginsy i ta bluzka, co kupiłam z PP. Kurteczkę dostałam dziś od babci, kupiła w jakimś lumpie.Bardzo mnie się to podoba!

A dziś mam ochotę na pizzę! Musi być pizza!

Ten

Rany, naprawdę nie mam siły już na swoje obiecanki cacanki. Miałam chodzić z aparatem po pokoju, ale stwierdziłam, że muszę najpierw choć trochę posprzątać... Ale skończyło się na tym, że zaczęłam BUDOWAĆ szafę. A właściwie to zamontowałam półkę pod biurkiem, gdzie trzymam ubrania (tak, tak...).
No i mam szafę letnią. Swetry trzymam w komodzie.
Zimno mi cały dzień, chodzę w grubej bluzie po domu, poowijana kocami, ucho mnie kłuje stale, ja Cię...
To ten, jutro o pokoju na bank nie będzie, bo jadę do babci, potem obchody rocznicy (...) Janowego.
A potem powrót do pracy (jak mi się cholernie nie chce... ja chora jestem ciągle!)

No i wyszło mi coś takiego:

Hippie western i zestaw do ćwiczenia jogi ;p


Nine

O!
Wróciłam już, deszczowo opalona, nieco podziębiona ALE przecież było przecudownie. Niezapomnianie i z humorem :)
Zdjęcia niebawem. Bolące ucho nie daje mi spokoju, nie mogę się skupić, poza tym dowiodłam, że jestem mistrzynią skaleczeń i przeziębień na wyjazdach! W Międzyzdrojach bolało mnie gardło, drapnęłam się w okolicach dekoldu, komar ugryzł mnie pod okiem, rozwaliłam dużego palca u nogi, palec wskazujący prawej ręki został użądlony przez osę!
W Sarbinowie natomiast bolał mnie ząb, miałam mega spuchnięte dziąsło, a kiedy po trzech dniach cieszyłam się całkowitym zdrowiem, zaczęło boleć mnie gardło, dostałam temperatury, bolała mnie głowa, dostałam katar, potem rozwaliłam sobie paznokcia, potem skaleczyłam palca, a teraz boli mnie ucho.
Whtat the fuck is going on?
O rany, mimo wszystko czuję się cudownie psychicznie. Problemy są, ale próbuję mieć na nie wyjebane.
Dziś poszłam na zakupy z Pauliną P. (witamina PP) i obkupiłam się w H&M i oczywiście w Rossmanie. Upolowałam tregginsy (nawet nie wiedziałam, że tak to się nazywa), czarną bluzkę w kwiaty i zabawne szaro- i czarno-różane skarpetki, cudowny tusz do rzęs i czerwony lakier do pazurów Wibo (genialny kolor!). Te tregginsy i bluzka to zakup zarówno mój jak i PP, jej wersja zestawu różni się kolorem (jakiś piaskowy beż, czy coś), tak więc jesteśmy od dziś imprezowymi twin xerocopy sisters. I już!

P.S. Jutro będzie o moim pokoju, mimo remontu (będą zielone ściany!).
Mam wieeeelką fazę na desenie kwiatowe! W głównej roli moja koszalińska szkatułkaaaa na biżu!