'

Thirty-two

Zapracowana i zmęczona znajduję nieco czasu, by złożyć Wam świąteczne życzenia - nawet jeśli nie wierzycie w Boże Narodzenie, chcę by ten czas był dla Was dobrym, zdrowym, szczęśliwym okresem w życiu. Pełnym sukcesów i radości, no i smacznym! Niech się dzieje :D
 Serdeczne życzenia dla Agaty S. i Agaty M., Kasi P., Małgosi K., Gosiuni Ż. i Agi W. Bądźcie sobą, kocham Was miłością przyjacielską za to, jakie jesteście. Nie zmieniajcie się i cieszcie radością życia. Amen. :*


Dzisiaj w Betlejem (wersja kaszubska i punk rockowa dla Agata):




P.S. Wtorkowo-środowe urodziny Kasi oraz czwartkowy pośnik u niej zostaną opublikowane już niebawem!

Thirty-one

 Ha!
Wczoraj byłam na spotkaniu ds. LLP Erasmus, nawet spotkałam Gosiunię! Dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy... np. tego, że nie mogę wyjechać do Finlandii!
Ale ja - wieczna optymistka znalazłam sobie zastępstwo w postaci Estonii, którą równie wielce szanuję i uwielbiam.
Kolejna niespodzianka - nie mogę jechać na Erasmusa za rok, a dopiero za półtora - na semestr letni 2012 roku. To jeden z wymogów instytutu, trzeba mieć zaświadczenie o ukończeniu pierwszego semestru studiów drugiego stopnia (mgr znaczy) i dać im obronioną pracę licencjacką (do przeczytania, czy jak?). Mimo wszystko zdawaniem angielskiego i rozmową kwalifikacyjną muszę zająć się już w styczniu 2011, chociaż tak naprawdę oni nie mają gwarancji, że będę na tej magisterce i że w ogóle zdam licencjat... Oczywiście ja mam takie ambicje, ale oni nie do końca mogą w to uwierzyć i na Erazma mnie nie puścić. Absurd! Jeszcze najlepsze jest to, że pierwszeństwo mają studenci II roku mgr, czyli nawet jak mam lepszą średnią od tych ludzi, to mogę nie zostać dopuszczona.
Zaczynam powątpiewać w możliwość mojego wyjazdu. Chodziło mi o wymianę w przyszłym roku, bo pracę magisterską chcę pisać w Polsce... ale cóż.
Nakręcam się na Estonię, uczę się podstawowych fraz i słucham tamtejszej muzyki!

Malcolm Lincoln to duet poznany przeze mnie już wcześniej. Właśnie wydali płytę :) Oto singiel promujący:



A to coś nowego... Po estońsku. Też w klimatach electro-popu.



A tu przepiękna piosenka po estońsku.





P.S. Kupiłam już prezenty, nie mogę się doczekać aby je wręczyć!

Thirty

Wczoraj mi się chciało. Dzisiaj mi się nie chce.

Ale zrobię to tak, jakby było wczoraj...
Byłam z Kasią na spacerze, bardzo płodnym zresztą. Dopóty, dopóki starczyło nam energii. Baterii znaczy :)
Nie obyło się bez gorącej kawy.





















Twenty-nine

Cóż, dziś mam dziwny nastrój. Po raz kolejny próbuję zacząć "organizację siebie". Jakieś notesiki, kalendarze, pamiętniki. Znowu chcę się uporządkować, wiedzieć czego chcę. Nawet posprzątałam w pokoju.
Jestem osobą ambitną, lecz leniwą. Taki... słomiany zapał. Chociaż nie... Wiem, czego chcę. Brakuje mi tylko czasu, by to wszystko realizować. Mam wiele pasji, wiele marzeń. Do każdego z nich dążę. Interesuję się wieloma rzeczami, których nie chcę porzucać. Staram się zgłębiać wiedzę i spełniać życzenia.

Myślę już nad prezentami. Chyba już wiem, co każdemu kupić...  Jakąś koncepcję posiadam :)
A o czym ja marzę?
- o kalendarzu kieszonkowym na 2011,
- o portfelu z wieloma kieszonkami na karty
- o płycie Florence!
- o okleinie meblowej w piękne, pąsowe róże
- o takiejże tapecie ściennej
- o czerwonym palcie niebanalnego kroju :D
- o lustrzance cyfrowej z funkcją nagrywania filmów full HD (xD :))
- o wielokrotnym przebiciu okolic chrząstki ucha
- o erasmusie w Finlandii :D
- o zdrowiu.
No i jakiś chłopak by się przydał... Miły, dobry, zwariowany, z niebagatelną osobowością, najlepiej żeby miał długie włosy i był niepalący! ;p ach.

Natalia Lesz - Miss you. Klimatyczny teledysk.

Twenty-eight

Pamiętam,
te chwile w dziecięcym życiu, gdy budziłam się szóstego grudnia i pod poduszką, lub łóżkiem stał tudzież leżał jakiś prezent. Nigdy nie był on strasznie drogi, czasami były to tylko drobiazgi - maskotka, albo czekolada. Jestem i byłam jedynaczką przez cały dotychczasowy okres mojego życia, nigdy nie byłam rozpieszczana. Jeśli chodzi o pieniądze, w mojej rodzinie nigdy się nie przelewało. Dlatego każdy uśmiech, przytulenie było dla mnie czymś więcej, niż podarunek na wszelkie święta. Nie domagałam się kolejnej lalki, bo wiedziałam, że chleb jest ważniejszy. Jednak raz na kilka lat zdarzało mi się dostać coś naprawdę cennego materialnie. Jako dziecko jeszcze o tym nie wiedziałam, cieszyłam się jak zawsze, ale gdy dostałam Ferbie'ego miałam już 10 lat i wiedziałam, że ten prezent wcale nie był taki tani, jak poprzednie. Wtedy obudziły się we mnie dwie dziewczynki: jedna pragnąca odwdzięczyć się rodzicom, druga pragnąca czegoś więcej. Od tamtej pory zaczęłam rozumieć mechanizm świata dorosłych i wiedziałam już, że życie nie jest proste.
Możliwe, że wcześniej też zdawałam sobie z tego sprawę, jednak było to podświadome; dziecko nie umie rozeznać jakie zachowania są prawidłowe. Teraz wiedziałam, że np. bycie dobrym bardziej się opłaca, niż cwaniactwo, które przynosi takie same efekty, ale jest złe.
Z wiekiem materializm we mnie narastał, ale potrafiłam się z tym pogodzić. Zaczynały się lata dwutysięczne, na rynek wchodziło coraz to więcej modnych, markowych produktów, które miały moje koleżanki. A ja? Ja potrafiłam się ucieszyć z każdej bluzeczki z bazaru, która na mnie ładnie wyglądała i była podobna do tej markowej. Wszystko, byleby ją mieć.
Czy możecie sobie zdać sprawę, że 2 złote to było dla mnie bogactwo? Ja wiem, że nie dla moich rodziców. Ale ja mogłam mieć za te pieniądzie dwa lody, lub wafelki... 2 złote, ileż to dla mnie było! Czułam się taka bogata, a posiadanie lekko wtrącało mnie do świata dorosłych. Teraz siedmioletnie dzieci mają komórki, mp-czwórki... i co jeszcze... kieszonkowe w wysokości 50 zł na tydzień? I kto tu jest materialistką?
Jestem jeszcze młoda, ale czasami myślę o wychowaniu swoich przyszłych dzieci. Jak mam uniknąć tego, co się teraz dzieje? W dzisiejszych czasach jest to awykonalne... U dziecka brak posiadania przerodzi się w zazdrość, może nawet agresywność. Tak bardzo chciałabym, by wróciły dawne czasy.
Moim rodzicom zapach cytrusów kojarzy się ze świętami, komórki weszły dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych, pierwszy komputer - commodor pozyskali w 90-tym roku. Jakoś żyli. Krem kupiony za grosze w kiosku ruchu to był dla mamy najlepszy prezent, lalka odziedziczona od kogośtam była ulubioną zabawką. A teraz? I-pody, aparaty fotograficzne, zestawy lalek za 200 zł. Ja nie mówię, że to jest złe... ale dlaczego mamy dawać to malutkim dzieciom, i dlaczego tak często mamy obsypywać ich prezentami? Czy naprawdę nie da się wyhamować i pokazać dziecku, że najpierw trzeba zasłużyć na prezent?
Może przesadzam. Może się mylę. Może to dobrze, że mamy zdigitalizowane dzieci? Może wyrosną na miłośników techniki, może na informatyków, inżynierów... Ja nie wiem, nie jestem tylko pewna, czy to zmierza w dobrym kierunku. Może nie tego boję się najbardziej. Pytanie brzmi: "jak ja wychowam swoje dzieci w tych czasach?".
Ale... co Ty już o dzieciach gadasz? Masz dopiero 21 lat.

Chciałabym podziękować w tym dniu wszystkim osobom, przede wszystkim za PAMIĘĆ.

Piosenka na dziś, Michael Jackson: Stranger in Moscow.

Twenty-seven

Pięknie jest na dworze... tylko dlaczego tak cholernie zimno?!



Mam obsesję na punkcie tej piosenki...:

Twenty-six

Znowu nie zaliczyłam rosyjskiego... mam coraz więcej zaległości, o dziwo, tylko z tego jednego przedmiotu. Lada chwila sesja, a ja nie mam żadnej oceny z PNJR...

W poniedziałek miałam wielkiego doła, z przyczyn niezależnych ode mnie podróż na uczelnię trwała trzy godziny - dlatego nie pisałam koła, ani nie zaliczyłam odpowiedzi ustnej. Dowiedziałam się, że poprzednie koło napisałam na 2, czyli muszę zaliczać jeszcze raz... do tego zadała jakieś dwa wypracowania. Potem było zebranie w pracy; cudem zdążyłam. Wracałam na piechotę, zajęło mi to ponad godzinę. Zrezygnowana i przekonana o tym "jak mi źle", zaczęłam wymieniać sobie nie problemy, a rzeczy które nie sprawiają mi problemu, lub szybko sobie z nimi poradzę. Okazało się, że jest ich o wiele więcej, więc kryzys został zażegnany.
Niestety drugi ząb mi się skruszył, po wypłacie do dentysty - już wiem, że na NFZecie tego nie załatwię, więc do dzieła, póki nie boli!
Kolejna sprawa - buty. Muszę kupić sobie jakieś ze skóry (bo zamsz przemaka i zostaje na nim sól), na płaskiej podeszwie (bo się ślizgam na obcasie), solidnie szyte i z futerkiem w środku, by ogrzewały i po przystępnej cenie oczywiście... Wczoraj widziałam TAKIE (myślałam, że zmyśliłam sobie projekt i nigdzie takich nie znajdę) w CCC, ale został tylko jeden rozmiar - 36... załamałam się. Dzisiaj jadę szukać 40. Nie dość, że były solidne - podeszwa była jak u oficerek, były ze skóry, szyte (!), z futerkiem, za 119 zł, a z tyłu były jakby wiązane - to tylko ozdoba, ale przy takich zwykłych w wyglądzie butach dodawało to uroku. Jednym słowem - były specjalnie dla mnie! Jak znajdę mój rozmiar to kupuję bez zastanowienia! No i oczywiście były czarne :)

A w sobotę robiłyśmy katarzynko-andrzejki z dziewczętami:


podobno z wosku wyszła mi świnia
panną młodą zostanie Kasia P., moje babcine kapcie z perełkami były drugie! :(

w końcu jakieś zdjęcie bez odrostów :D

noc wampirów w pełnym składzie!
wcale nie byłyśmy znudzone ;)