'

Forty-seven

Zawsze dziwnie mi się wraca do starego bloga, mam wtedy ochotę założyć nowego. Ale tak naprawdę po co? Wspomnienia warto przechowywać w jednym miejscu, są rzetelniejsze, bardziej zdyscyplinowane i klarowniejsze. Wiadomo, że swoich zdjęć mam tysiące i mieszczą się i na dysku, i na serwerach i oczywiście w albumach fotograficznych. Od czasu do czasu prowadzę pamiętnik, staram się pisać gdziekolwiek, nawet w notatniku, czy zeszycie, nie zapominając też o drobnym słowie na fb, a wszystko po to, by pamiętać. Brakuje mi jednak samodyscypliny. Nic nie jest tak perfekcyjne z mojej strony, jak bym tego chciała. Jestem mistrzynią "robienia czegoś na odwal" oraz "słomianego zapału". Kolejny raz próbuję wskrzesić bloga.


Co działo się przez ten rok? Mogę jedynie opowiedzieć w skrócie. Może gdybym pisała na bieżąco własne odczucia i opisywała otaczające mnie wydarzenia, pamiętałabym wszystko wyraźniej. W marcu tamtego roku zaczął się pewien etap w moim życiu. Było to ciężkie i smutne przeżycie. Zmagałam się z problemami dotyczącymi odżywiania. Dużo schudłam, chociaż w sumie wolę tego nie wspominać. Kwiecień był ciepły. Było naprawdę fajnie. Maj też należał do tych przyjemnych. Wraz z mym Lubym byliśmy w Krakowie na Juwenaliach. Grali: Jelonek, Grubson, Hey, Apocalyptica.

Czerwiec to chyba przede wszystkim zaliczenia i egzaminy. No i wakacje: W lipcu byliśmy na spływie kajakowym po Drawie, a w sierpniu w okolicach zamku Czocha.





Wrzesień pamiętam głównie z wydawania pieniędzy na ciuchy i z ładnej pogody. Październik przyszedł jak grom z jasnego nieba. Już od początku bumelowałam, zamiast się uczyć... Łuki zmienił miejsce zamieszkania, na tej samej dzielni, w której mieszkał, gdy się poznaliśmy. Listopad to moje i Łukiego urodziny, ścięłam włosy do ramion, czego bardzo żałuję, acz podobno mi pasuje ta długość. W grudniu święta, no i oczywiście Sylwester. Było naprawdę wesoło.

Styczeń wolny od egzaminów. Luty był okropny: najpierw zepsuła mi się komórka (w sumie wyszło mi to na dobre, bo kupiłam sobie dotykalskiego HTC [którego, to kiedyś sama utopiłam w jeziorze]), potem zepsuł się komputer. Dlatego kupiłam laptopa... Wypłukana z pieniędzy, chodziłam często do pracy. Zabawa karnawałowa na chwilę dała zapomnieć o smutach, które w tych dniach mi towarzyszyły.



A ten marzec jest z pewnością radosnym miesiącem =) Wróciło szczęście i chęć do życia i wszystko :D Tylko temperatura, jak na koniec marca jest przerażająca...


Muzycznie nic się u mnie nie zmieniło, w pozytywny nastrój wprawia mnie ponownie Emilie Simon, a relaksuje Enigma i Bonobo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kochani, serdecznie dziękuję Wam za odwiedziny! Każdy Wasz komentarz jest dla mnie bardzo ważny!

UWAGA: Na komentarze będę odpowiadała wyłącznie tutaj, chyba że ich autor poprosi mnie o odpowiedź w innym miejscu. Dziękuję :)